NFL
Siemieniec przyznał to wprost, rozbrajająca szczerość. “Było przy nas”
Trener Jagiellonii Białystok Adrian Siemieniec po wyjazdowym zwycięstwie nad FC Kopenhaga 2:1 w meczu Ligi Konferencji wyraził nadzieję, że jeszcze będzie mu dane przeżywać podobne chwile. Jak dodał, z upływem czasu jego piłkarze coraz bardziej dochodzili do głosu, ale mieli też sporo szczęśc
Skazywany na porażkę z faworyzowanym duńskim rywalem mistrz Polski przegrywał do przerwy 0:1, by w drugiej połowie odrobić straty i zdobyć w ostatniej akcji meczu bramkę decydującą o wygranej na otwarcie fazy ligowej LK.
ZOBACZ TAKŻE: Sensacyjne zwycięstwo Jagiellonii w Kopenhadze! Gol w ostatniej akcji meczu
– Wygrać tutaj to jest duża sprawa. Mam nadzieję, że jeszcze będzie mi dane w życiu takie chwile przeżywać – powiedział Siemieniec na pomeczowej konferencji prasowej w Kopenhadze i podziękował piłkarzom oraz kibicom.
Jak ocenił, początek meczu nie był niespodzianką, a cała pierwsza połowa przebiegała pod dyktando gospodarzy, choć z lepszymi momentami jego zespołu.
– Spodziewaliśmy się, że będziemy musieli na początku przetrwać ataki, będzie nam trudno utrzymać się przy piłce i będziemy zmuszeni głównie do obrony. I tak też ten początek wyglądał, ale uważam że w zbyt prosty sposób straciliśmy bramkę – ocenił szkoleniowiec.
Wskazał, że mimo straty gola widział w drużynie wiarę w możliwość osiągnięcia dobrego rezultatu.
– Z upływem minut coraz bardziej dochodziliśmy do głosu, coraz więcej mieliśmy piłkę. Czułem z boku, że im dłużej ten wynik był dla nas korzystny, tym więcej niecierpliwości pojawiało się w drużynie z Kopenhagi i my mieliśmy więcej swoich momentów – powiedział Siemieniec.
Przyznał, że bramka na 1:1 była kluczowa.
– Ale też obiektywnie oceniając, trochę tego piłkarskiego szczęścia też było przy nas, bo były spalone, które się mogły skończyć bramkami, była sytuacja w 96. minucie, na głowie piłkę miał napastnik gospodarzy i pewnie gdyby to strzelił, rozmawialibyśmy w innych nastrojach – zauważył.
Pytany o zestawienie personalne przyznał, że planem na mecz było pozostawienie na ławce rezerwowych kapitana zespołu Tarasa Romanczuka, który wszedł na drugą połowę zastępując Jesusa Imaza. Jak wyjaśnił trener, chodziło o to, by ci piłkarze zagrali w taki sposób, że albo jeden albo drugi jest na boisku.
Z powodu lekkiego urazu, który mógłby się pogłębić, w ogóle nie zagrał Mateusz Skrzypczak powołany do kadry narodowej na październikowe spotkania Ligi Narodów z Portugalią i Chorwacją. Niewykluczone, że młody obrońca zagra już w szlagierowym meczu ligowym “pucharowiczów”, kiedy w niedzielę w Białymstoku “Jaga” podejmie Legię Warszawa.